3go lipca po południu, w czasie odpływu poszliśmy z chłopcami puszczać latawce. Woda znów się cofnęła na jakieś 2 km, więc szliśmy i szliśmy i szliśmy... Ja zbierałam muszle, a chłopaki bawili się latawcami przywiezionymi przez ukochanego wujka Baranka z Sopotu.
 |
Nasza Paine's Creek Beach w czasie odpływu |
 |
Paine's Creek i wysuszony ocean :) |
 |
Oceaniczny piasek po odpływie |
 |
Przeszliśmy już z kilometr... |
 |
albo i więcej ... |
 |
a przed nami ciągle pozostawał szmat drogi do oceanicznego brzegu |
Niestety latawce latały za wysoko, żeby je dobrze sfotografować, więc musicie sobie wyobrazić, że gdzieś tam latały :)
Wieczorem postanowiliśmy pojechać do Harwich, niewielkiego miasteczka niedaleko Brewster. Oczywiście, jak to w amerykańskich miasteczkach, nie było nic ciekawego do zwiedzania, ale poszliśmy na spacer i na lody. Po drodze na plażę mijaliśmy kilka fajnych domów. Oto kilka z nich:
 |
Popatrzcie na krzesła, pasujące kolorami do hortensji |
 |
Tu (po prawej) kupowaliśmy kawę i lody |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz