wtorek, 26 czerwca 2012

Toronto - dzień 1


Kanado przybyliśmy! Pozdrawiamy serdecznie z Toronto :) U nas wlasnie jest 3:25, a ja mam klasycznego jet laga i spać nie mogę, choć chłopcy śpią w najlepsze. Lecieliśmy linaimi Lufthansa a potem Air Canada. W drugim samolocie zaskoczyły mnie stewardessy, które nie miały 25 lat i nie ważyły 45 kg. Brawo dla kanadyjczyków!!! Aczkolwiek nie powinni wpuszczać na pokład stewardess, które mają zły dzień, bo taka pani może się potem wyżywać na pasażerach ;)


Totonto Transport Commission

Nasz samolot wylądował 24.06.2012 jakoś po 19stej, ale zanim dotarliśmy do naszego hostelu było już dobrze po 22giej. Drogę między lotniskiem a Chinatown przemierzyliśmy za pomocą TTC, czyli lokalnego transportu miejskiego. Gdyby nie to, że byliśmy padnięci po podróży to Wojtek z Jaśkiem mieliby większą frajdę, bo jechaliśmy najpierw autobusem (192), potem zieloną liną metra, a potem tramwajem (505).


chinatown-travelers-home
Nasz hostel mieści się przy 31 Grange Ave, małej uliczce z klasycznymi amerykańskimi domami (tak mówi Sławek, bo ja jeszcze za mało widziałam), przed którymi stoi sterta śmieci. W necie umieścili chyba najlepsze zdjęcie jakie mogli zrobić, bo jak widać nas nie przeraziło haha Jak zrobimy swoje zdjęcie to wrzucimy je dla porównania. Generalnie jest to dom, którego każdy wolny kawałek został przerobiony na maleńki pokoik w układzie "tyle łóżek ile się da + ewentualnie stolik". Kuchni nie ma, łazienka jest jedna i oczywiście jest maleńka. Gdyby tylko było czysto... Nic to, trzy dni, to nie rok, ale szkoda, że nie słyszeliście komentarzy Wojtka jak wszedł do pokoju :)



od rana do jakiejś 17stej łaziliśmy po mieście. Najpierw poszliśmy szukać jakiegoś spożywczaka, tudzież piekarni, ale nie myślcie sobie, że to takie łatwe. Tu ludzie generalnie jedzą na śniadanie bajgle w baro-kawiarniach i zapijają je kawą na wynos. W życiu nie widizałam tylu kubków kawy łażących po ulicach. Sławek mówi, że na tym kontynencie to normalne, ale ja na razie przeżywam szok kulturowy :) Zanim więc znaleźliśmy sklep myślę, że minęło dobre 30 minut. Potem szok przeżyłam w środku - 1 kg jabłek to 1,99 $, 1,5 litra wody mineralnej - 2,99 $, chleb - 5,49 $, kilka plasterków szynki - 5,69 $. Do wszystkiego doliczcie jeszcze podatek, bo Ci cwaniacy podają ceny netto !!! Kupiliśmy parę rzeczy na śniadanie i kolację, generalnie z myślą o chłopcach i zapłaciliśmy ponad 50 $  !!!!!! A wszyscy mówili, że w Ameryce jest tanio !^#!&@#$%^#^%!! W drogerii kupowaliśmy potem chusteczki higieniczne - 8 małych paczek, zapakowanych raem kosztowało 3,99 $. Chyba naprawdę muszę zacząć przeliczać dolary względem złotówek jak 1:1, bo inaczej po porwocie czeka mnie kaftan w Kochanówce :) 




Toronto generlanie jest nowoczesnym miastem (przynajmniej Toronto, które wczoraj zleźliśmy w ciągu dnia). Wszędzie widać place budowy, a już szczególnie w okolicach CN Tower i linii kolejowej. Nigdy nie myślałam, że w tak dużym mieście może powstawać na raz tyle nowych rzeczy, bo niby skąd wziąć miejsce?

CN Tower


Oczywiście celem wczorajszego szwędania się po mieście była CN Tower i zanim do niej doszliśmy dzieciaki z moilion razy dopytywały się, czy oby na pewno idziemy na TĘ wieżę.  Faktem jest, że jest piękna, góruje nad miastem w całej swej doniosłości (no chyba, że akurat zasłoni ją jakiś skyscraper). Widok z wieży jest oszałamający, mnie szczególnie urzekł bezmiar wód jeziora Ontario, które dla mnie wyglądało niemal jak ocean. Wojtek z Jaśkiem zachwyceni byli spacerem po dolnej części kopuły, gdzie wiatr swą siłą chce człowieka zdmuchnąć w jakąś otchłań :)
City Hall


W tak zwanym międzyczasie widzieliśmy bardzo nowoczesny ratusz miejski, któy zaskakuje swoją konstrukcją, Art Gallery of Ontario, gdzie aktualnie można pooglądać Picassa (oczywiście, jeśli nie podróżuje się z dziećmi, naszymi oczywiście). Widzieliśmy pierwszą pocztę w Toronto, Hockey Halle of Fame, a na kawę wpadliśmy do Hard Rock Cafe, jak przystało na rodzinę, której głową jest wielki fun rocka
Steam Whistle

Przez przypadek dotarliśmy też do browaru Steam Whistle, położonego na przeciwko CN Tower, w pięknym, zabytkowym John St. Roundhouse, przy którym zachowała się obrotowa magistrala kolejowa (czy jak to się tam nazywa). Napiliśmy się po szklaneczce dobrego pilsnera, przez szklane szyby obejrzeliśmy sobie kadzie piwowarskie i stwierdziliśmy, że chyba czas na obiado-kolację, bo było już po 16stej. Dzieciaki były już zmęczone, a i my potrzebowaliśmy odpocząć. Poszliśmy na Spadina Ave i w małej knajpce "Etcetera" zjedliśmy obiad. Sławek oczywiście zamówił klasycznego, amerykańskiego Burgera :)
>
Póżnym wieczorem mieliśmy iść na spacer przy blasku ksieżyca (i świateł CN Tower), ale nic z tego nie wyszło, bo koło 19stej wszyscy już spaliśmy :)Dziś wybieramy się na cały dzień do Toronto ZOO, które jest podobno jednym z największych i najpiękniejszych na świecie.

P.S. Jak przerzucimy nasze zdjęcia z aparatu, to wtedy je Wam pokażę, a jak na razie cieszcie się tymi, które znalazłam w sieci :)


Brak komentarzy: